Historia pewnej soboty
W sobotę od samego rana buzowały we mnie emocje i ekscytacja!
Kiedy tylko otworzyłem oczy, przybiegła do mnie ciocia Natalia i szepnęła mi do ucha, że jadę dzisiaj na wycieczkę. Trochę byłem zaskoczony, bo nikt tego ze mną nie uzgadniał, ale nie ukrywam, że lubię takie niespodzianki. Czekałem więc posłusznie i grzecznie, cichutko przebierając łapkami. Słyszałem, że do grzecznych psów niespodzianki dostarczane są szybciej niż do tych niecierpliwych. Trochę to trwało i zaczynałem się niepokoić. Może zaszło jakieś nieporozumienie? Ale gdy tylko zobaczyłem, że na teren schroniska wchodzi Kinga i Wiktor, od razu z daleka zacząłem się z nimi witać.
Niech mnie pluszowe uszko klapnie! Jak ja ucieszyłem się na ich widok!
Od tej chwili akcja nabrała tempa:
- szybkie dopasowanie szelek (bezpieczeństwo w samochodzie to podstawa!),
- krótki spacerek na załatwienie najważniejszych spraw i…
- hop do samochodu!
Zwierzę się Wam w skrytości, że bardzo lubię podróżować samochodem. Przemijający szybko za oknem krajobraz hipnotyzuje mnie i nastraja na tryb przygody. Między słowami udało mi się wyłapać, że jedziemy pospacerować po Żabich Dołach. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł. Zawsze uważałem Kingę za osobę mało poważną, ale jednak sądziłem, że nawet ona zauważy, że jestem nieco większy od żab i ich doły mogą być dla mnie nieco zbyt ciasne.
Na szczęście jednak niepotrzebnie się martwiłem!
Dojechaliśmy bowiem do bardzo ładnego parku z mnóstwem ścieżek i stawów. Już na parkingu zostałem przedstawiony nowej cioci Magdzie, która towarzyszyła nam w dzisiejszej wędrówce. Bardzo ją polubiłem, bo nie była wobec mnie nachalna i pozwoliła mi spędzić ze sobą trochę czasu zanim zgodziłem się na głaski z jej strony.
Przemierzaliśmy więc we czwórkę ścieżki Żabich Dołów.
Pogoda była śliczna, moje łapki stąpały po trawce a nos wyczuwał w powietrzu przygodę. Czułem się bardzo rozluźniony i szczęśliwy. Biegałem na długiej lince i czułem się trochę jak prawdziwy dziki wilk na wolności. Do tego wypróbowałem kilka nowych zabaw z Wiktorem. Szarpaliśmy się o patyki i biegałem prędziutko za rzuconym mi badylem. Ponadto standardowo ćwiczyłem komendy i cierpliwość oraz zajadałem się pysznościami napchanymi do konga. Pieszczochom i zabawom nie było końca! Próbowałem też upolować sobie na obiad sarnę, ale ograniczała mnie ta linka. Chyba jednak wilki na wolności mają trochę więcej pola do popisu w tej materii. Nie wiem ile kilometrów tak szliśmy, ale chyba coś pomiędzy 1 a 100, bo wracałem do samochodu już troszkę zmęczony, ale naprawdę zadowolony.
W drodze powrotnej do schroniska już przymykały mi się oczka i może nawet na chwilkę przysnąłem.
Nic dziwnego, ten dzień kosztował mnie sporo emocji i energii. Muszę przyznać, ze polubiłem nową ciocię Magdę i przekonałem się już całkowicie do wujka Wiktora, trzymałem dzisiaj z nimi sztamę i myślę, że całkiem zgrana z nas ekipa. Fajnie byłoby mieć do towarzystwa na stałe swoją rodzinkę, ale ciocie i wujkowie ciągle mówią, że szukają dla mnie odpowiednich ludzi. Czekam więc posłusznie i grzecznie, cichutko przebierając łapkami. Przecież do grzecznych psów niespodzianki dostarczane są szybciej niż do tych niecierpliwych.
Snow szuka domu!
Nie daj mu czekać! Wypełnij ankietę klikając w link poniżej, a następnie zaproś malamutka do swojego domu!