Jesień na Jurze
Piękny jesienny, niezwykle słoneczny dzień.
Nasze stado zebrało się pod spod schroniska najwcześniej, jak mogło, ale też tak, żeby dać wyspać się wszystkim przewodnikom. Muszą mieć sporo siły, żeby zapanować nad swoimi czworonożnymi, spragnionymi przygód Przyjaciółmi. Las przywitał nas już mnóstwem ogołoconych drzew, ale drogę usłały wszystkie kolory jesieni. Skład na tę wycieczkę był mieszany – okiemwilkowe psy: Psota, Imbir, Loki, Bonnie, Szaman oraz czterołapkowi wolontariusze: Bajka, Lina, Yasper. Już na samym starcie było mnóstwo emocji na parkingu.

Zniecierpliwione czekaniem Bajka i Bonnie harcowały wspólnie, przy czym Bajka sporo gawędziła, przekomarzając się ze wszystkimi obecnymi. Loki tym razem miał nowego przewodnika – Michała. Wiercidupka Loki chyba Go trochę zaskoczył, bo cały czas słyszeliśmy” „Loki, za chwilę”, „Loki, zaraz wyjdziesz”, „Loki…” 😊 Imbir po wyskoku z auta skanował wszystkie pobliskie kępki trawy, drzewka i liście. Yasper – mistrz Zen, oaza spokoju, omijająca wszelkie konflikty z daleka, cierpliwie czekał, aż się pozbieramy. Rozgadany Szaman przywitał się ze wszystkimi swoim nochalem, a Psota bardzo chciała do lasu, ale tak bardzo bardzo, że z ulgą wystartowała przed siebie, gdy w końcu ruszyliśmy.
Naszą przygodę zaczęliśmy tuż za pustynią błędowską, w Jaroszowcu.
Stado wilkowatych pognało przed siebie dziarsko ciągnąc za sobą opiekunów. Na pierwszy strzał poszła dość stroma górka z wejściem na skałki. Wejście było wspaniałe, prawie w ogóle się nie zmęczyliśmy. Psiaki radośnie ciągnęły nasze świeżo rozbudzone ciała. Zejście natomiast… Tu już była przygoda pełną gębą. Wiecie, jak się schodzi z niewybieganym huskim ze stromej górki? Mniej więcej tak, że większość z nas zastanawiała się, czy ktoś nie wymyślił przypadkiem nart do zjazdu na liściach. Byłoby duuużo łatwiej 😊 Wycieczka była malownicza. Jurajskie skały obłożone mchem i złotymi liśćmi, majestatyczne buki z ich charakterystyczną szarą korą wybijały się ze spowitej rudymi listkami ziemi, szuranie łap i nóg nadawało rytm, przyjemne słońce ogrzewało pędzące stado, a okoliczności natury zrodziły mnóstwo pomysłów na cudowne zdjęcia naszych psiaków.
Czas na fotki!
Kasia wpadała co chwila na genialne pomysły, czasem takie „na krawędzi”. I to naprawdę było „na krawędzi”. Nasi super wolontariusze z super psiakami dwoili się i troili, żeby wspiąć się na skałki i zapozować do zdjęcia, które sprawi, że przyszłym domkom mocniej zabije serducho. Nam też mocno biło, gdy wspinaliśmy się po skałach, a w dole było długo długo nic. Psiaki świetnie radziły sobie z trudniejszym terenem. Nasi odważni Przyjaciele nie mają lęku wysokości, za to stworzeni są do przygód.
Na czele stada niezmiennie królowali: Imbir, Psota, a potem dołączył jeszcze Loki. To stworzeni przewodnicy. Nawet, jeśli Imbir czasem zamarudził, bo Psota za blisko podeszła, odpuszczał i dawał przestrzeń do kroczenia obok niego. Pod koniec spaceru zmęczona ekipa zatrzymała się na chwilę odpoczynku i kolejną sesję – tym razem ze spadającymi liśćmi.
Każdy przysiadł ze swoim towarzyszem rozkoszując się piękną pogodą i jesiennym klimatem. Gdy my wygrzewaliśmy się w słońcu, Kasia wraz z Michałem, Martyną, Kingą i Mirkem zasuwali, zbierając kępki liści do sesji. Psiaki były trochę zaskoczone. Zdawały się mówić: Ej, co mnie rzucasz? Co to robisz człowiek? Po co mi to na głowę spada? Tego nie da się zjeść, to przecież liście gupolu! I w sumie dość dobrze to widać na zdjęciach, szczególnie tych z Szamanem, który po wycieczce został okrzyknięty najbardziej memicznym psem na świecie 😊 Ale to już możecie zobaczyć o na przykład tu:
Do schronu wróciliśmy zmęczeni i szczęśliwi. Kolejna wycieczka już wkrótce!