Okiem Wilka

Ku przestrodze.

W dobie aktualności tworzonych w sposób mający wywołać u odbiorcy skrajne odczucia i skonstruowanych tak, by przekaz był zgodny z subiektywnymi intencjami i interesem danego medium, piszący poniższy tekst starał się podać suche fakty bez epatowania emocjami.

Szanowni czytelnicy, opiekunowie psów, turyści, ludzie… Wnioski wyciągnijcie sami.

W niedzielę 31 stycznia około godz.13 dwoje turystów wracało z wycieczki górskiej na Mogielicę, w Beskidzie Wyspowym. Tuż przed dotarciem na parking Gryblówka, znajdujący się przy niebieskim szlaku, usłyszeli pełny bólu skowyt psa znajdującego się niedaleko potoku. Wokół psa kręcił się jakiś człowiek. Mając nadzieję, że ta osoba próbuje psiakowi pomóc, bo być może w coś się zaplątał, turyści obserwowali sytuację. Mając przeczucie, że jednak nie dzieje się nic dobrego, turyści pobiegli szybko na parking. Zostawili swojego czworonoga i plecaki w samochodzie, po czym jeden z nich ruszył w stronę potoku sprawdzić, co się dzieje ze skowyczącym psem.

Zbliżając się do wydeptanej ścieżki która prowadziła w kierunku zdarzenia, turysta spotkał kręcącego się w pobliżu jegomościa.

Był to ten sam jegomość, który wcześniej znajdował się przy wyjącym zwierzaku. Zapytany o to, co tam się stało odpowiedział, że nic i próbował zbyć ciekawskiego turystę. Ten jednak nie uwierzył i poszedł w kierunku słyszanego wcześniej zwierzęcia. Po dotarciu na miejsce zobaczył na śniegu plamy krwi i czarnego psiaka. Pies leżał na stercie gałęzi. Z nosa i paszczy powoli kapała mu krew. Psiak był jeszcze żywy, ale nie miał siły walczyć. Turysta wyjął telefon i wybrał numer alarmowy włączając rozmowę na głośnik. Miało to na celu uzmysłowienie osobnikowi znajdującemu się przy psie, że nie ujdzie mu na sucho jego wyczyn. Jednocześnie prowadząc rozmowę z dyżurnym próbował uwolnić łapę nieszczęśnika, która była uwięziona w pętli sideł. Słuchając sugestii sprawcy, żeby się zastanowić nad tym co robi, turysta uwolnił wreszcie psa i zaniósł go na rękach na parking znajdujący się przy potoku.

Dokonujący powoli żywota pies podrygiwał jeszcze niesiony na rękach.

Po dotarciu do parkingu turystka pozostająca do tej pory w samochodzie ze swoją psiną wyciągnęła wełniany koc. Owinęła nim ofiarę całego zdarzenia. Po krótkiej rozmowie ze sprawcą, przyznał się do tego, co zrobił. Następnie nadjechał patrol policji i zaparkował radiowóz na parkingu. Funkcjonariusze otrzymali informacje dotyczące przebiegu zdarzenia opisanego powyżej, po czym udali się na miejsce przestępstwa. Po pewnym czasie dotarła również grupa dochodzeniowa (prawdopodobnie), oraz weterynarz, który stwierdził śmierć zwierzęcia. Sprawcę zabrano na posterunek. Tam dotarła również para turystów będąca świadkami całego zdarzenia. Po złożeniu zeznań świadkowie opuścili komisariat. Na koniec sprawca miał zostać przetransportowany do pobliskiego szpitala w celu przeprowadzenia niezbędnych badań (rzekoma choroba serca).

Czarny, kudłaty miejscowy psiak zakończył swoje życie złapany w sidła i postrzelony kilkukrotnie z wiatrówki.

Właścicielka psa otrzymała informację, że zabito prawdopodobnie jej psiaka. Poproszono ją czy może przyjechać i potwierdzić, że to jej podopieczny, jednak nie pojawiła się…
Losy sprawcy nie są w tej chwili znane.
Całe zdarzenie miało miejsce w niedzielne popołudnie, w świetle dnia przy wracających z gór turystach, którzy przechodzili obok.