Pożegnaliśmy Axela…
Jaki był Axel?
Nie był to pies dla każdego, to na pewno, ale czy był to pies morderca na jakiego był kreowany? Zdecydowanie nie! Może zacznijmy od początku. Axela poznałam jak trafił do schroniska i już wtedy był to dumnie stopający po ziemi malamut, który potrafił wzbudzić respekt. Mimo słodkiego wyglądu był to pies, który testował nowe osoby na ile może sobie pozwolić. Dodatkowo potrafił jasno dać do zrozumienia, że coś mu się nie podoba.
Zdecydowanie potrzebował przewodnika, na którego jego sztuczki nie zrobią wrażenia
Osoby, która da mu czas na poznanie tego wesołego, upartego niedźwiadka drzemiącego w środku. I tak mijały nam wspólne miesiące w schronisku, gdzie budowaliśmy wzajemne zaufanie, poznawaliśmy się nawzajem i czym bardziej udało mi się go poznać tym bardziej dziwiłam się co taki pies robi w schronisku? Czy on na prawdę wymagał tak dużo? Potrzebował tylko, przestrzeni, zrozumienia, zaufania i przewodnika twardo stopającego po ziemi tak jak on. Przewodnika, który go poprowadzi, a mimo to nikt przez tyle lat nie był w stanie mu tego zapewnić. A szkoda, bo zyskałby wspaniałego upartego przyjaciela z własnym zdaniem.
Cieszyła mnie każda chwila z tym łobuzem w schronisku jak i w hoteliku.
Lubiłam widzieć efekty naszej pracy – jak zaczął sam dopraszać się dotyku, którego nie lubił. Jak cieszył się na widok człowieka – no może nie każdego, ale na swoich wolo na pewno – gdzie wcześniej człowiek był mu zupełnie obojętny. Później potrafił być nawet zazdrosny o niego, co pokazało nam jaką wspaniałą relację nawiązaliśmy. Mimo swojego wieku, siedział w nim ten szczeniaczek i potrafił brykać za piszcząca piłeczką, taplać się w wodzie. Potrafił też usiąść na środku drogi i nie ruszyć swojego malamuciego tyłka, bo miał akurat taki kaprys, więc czasem wychodził z niego taki zgredek z humorkami.
Jednak najbardziej ceniłam w nim oddanie i wolę walki.
Dlaczego? Bo dla swoich wolo był w stanie zrobić bardzo dużo – udowodnił nam to chociażby w podróży do Warszawy, bo walczył dzielnie jak lew! Szkoda, że na ostatniej prostej pojawił potencjalny dom, ale niestety zamiast szczęśliwego happy end’u był tragiczny finał. Mimo tego jak ta historia się skończyła, to cieszę się, że miałam okazję poznać tak wspaniałego psa jakim byłeś, a wspomnienia, które przeżyliśmy razem będą ze mną na zawsze.
I pamiętaj niedźwiadku, że bardzo za Tobą tęsknię, bo pozostawiłeś niesamowitą pustkę po sobie. Jednak dobrze, że już nie cierpisz i nie czujesz bólu i mam nadzieję, że kiedyś tam się spotkamy za tym tęczowym mostem, bo ja na to bardzo liczę!