Samotny Wilk – Siła Natury – 18.07.2020
Czy psy schroniskowe nadają się na dogtrekking? Czy Husky do adopcji różni się czymś od husky od szczeniaka chowanego w domu?
Nasze schroniskowce nie raz udowodniły, że potrafią stanąć na dogtrekkingowych podiach. Tym razem mieliśmy:
- rozbiegóweczkę dla Yaspera, który już w tym sezonie podbijał podium wielu biegów – zarówno miejskich jak i górskich!
- debiut Yukiego – to jego pierwszy dogtrekking, dlatego biegł w parze z biegowym wyjadaczem wolo-Liskiem,
- wyrabianie kondycji górskiej Skipera. Skiper wielokrotnie już pokazywał, że jest koneserem górskich wypraw. Przez zimę jednak kondycja troszkę oklapła.
Ze względu na pandemię, Dogtrekking Samotny Wilk odbył się w formie wirtualnej. Oznacza to, że każdy uczestnik dostał wysyłkowo pakiet wraz z numerem startowym. Później w dniu zawodów – 18.07.2020 ruszył z psiakami w trasę. Cała wyprawa musiała zostać zaraportowana wraz ze zdjęciami na wydarzeniu na Facebooku.
Debiut Yukiego w Dogtrekkingu!
Jaki pies, taki i debiut: szalony. W takiej też sytuacji zapakowałem do auta Wolo-Liska, który jako biegowy wyjadacz (jak miałem nadzieję), pokaże Yukiemu jak się biega po górach. Pod schroniskiem spotkaliśmy się z Magdą i Asią, które zgarniały zaskoczonego Skipera. Zostało już tylko dojechać na parking w Dolinie Wapienicy. Stąd ruszaliśmy na 18km trasę, która wiodła pięknymi ścieżkami Beskidu Śląskiego. W planie była klasyczna Pętla Wapienicka.
Bieg miał rozpocząć się podbiegiem niebieskim szlakiem do Schroniska na Błatniej. Później żółtym szlakiem na szczyt Klimczoka oraz schronisko na Szyndzielni. W samochodzie droga mijała ciekawie. Yuki chyba wiedział, że szykuje się coś ekscytującego, bo nie umiał usiedzieć w miejscu. Każde wyciszenie i położenie kończyło się po 5min, kiedy zachwycony Yuki próbował przejść do przodu. Może po to, aby bawić się z leżącym w nogach Wolo-Liskiem, który na każde poruszenie kumpla z tyłu reagował pełną gotowością (Lisek lubi mieć całą sytuację pod kontrolą) 😊 ?
Na szczęście nasz Schroniskan Husky umiał się też czymś zajmować. Z wielką ciekawością obserwował przez szybę w bagażniku przejeżdżające auta. Na pewno robi to wrażenie jak się wyjdzie zza krat. Skiper w tym czasie – w sobie znanym stylu – podróżował z pupą na tylnym siedzeniu, lecz głową w pierwszym rzędzie!
Po dojechaniu połączyliśmy się jeszcze z Yasperem, który wyciągnął na bieganie Mirka. Ostatnie chwile relaksu psiaków przy rzeczce… i ruszyliśmy.
Pogoda była tylko częściowo łaskawa, mimo prognoz nie padało i była przyjemna do biegania temperatura.
Niestety, dodatkowo bardzo nisko wisiały chmury zmieszane z mgłą, więc widoczność ograniczała się do kilkudziesięciu metrów. Yuki i Lisek bardzo fajnie współpracowali, tym razem Yuki dostał minimalnie dłuższą smycz, więc póki był pełen sił to on biegł z przodu. Jego zachwyt bieganiem zderzył się z naszym podejściem w kierunku Błatniej, gdzie na 5km wspinaliśmy się około 500m. Yuki
Zarówno Yuki jak i Skiper bardzo dzielnie to znieśli, dziarsko dotrzymując kroku bardziej górskim Wolo-Kolegom. Mijaliśmy niewiele ludzi, ale nawet udało się minać kilka psów! Yuki mimo kuszenia Liska mijając psy – „chodź im nagadamy” , był bardzo grzeczny i przez całą trasę zwracał uwagę tylko na swoje stado oraz na kilkoro nieznajomych, którzy okazali się bardzo fajni. Rzucali komplementami i głaskali.
Pod Schroniskiem na Błatniej Yuki z zaskoczeniem obserwował poczynania Lisa. Lis w tym czasie stawał na głowie, żeby tylko wyrwać się z szelek i zwiedzić schronisko w poszukiwaniu mruczącego kolegi. Kota na szczęście nie dorwał. Gdy ruszyliśmy w kierunku Klimczoka udało się nawet trafić w 5 minut rozgonionych chmur, co odsłoniło fenomenalny widok w kierunku Kotarza i Skrzycznego.
Tam też dziewczyny ze Skiperem stwierdziły, że zrobią krótszą trasę i wróciły tą samą drogą. Mimo o i tak „pyknęły” ponad 16 km.
My zaś w towarzystwie Mirka z Yasperem dalej cisneliśmy planową trasą. Na przyjemnym biegowym fragmencie bez kamieni chłopaki pokazali jak potrafią wspólnie pociągnąć. Siła Huskiego i Terriera sprawiła, ze hamowanie nie ma sensu, trzeba się po prostu poddać i biec.
Od Klimczoka trasa biegła już głównie w dół z dużą ilością kamieni oraz z dużo większą ilością mijanych ludzi.
Mimo to psy dalej zachowywały się mega grzecznie. Było natomiast już widać, że dystans zmęczył mocno Yukiego, smycz już raczej nie była napięta, nasz skoczek już raczej chował się za Liska i dawał mu prowadzić. Siły wróciły na ostatnim fragmencie – może przez to, że już nosek poczuł, że niedaleko jest auto?
Każdy z psów z wielką chęcią schłodził się w rzece i chwile poleżał przy aucie. Po zapakowaniu się w drogę do schroniska oba psiaki padły. Całą powrotną trasę słychać było tylko synchroniczne chrapanie jednego i drugiego. Da się zrobić tak, żeby Yuki był grzeczny w aucie! Gdy dojechaliśmy, Yuki smutno patrzył w kierunku auta – chyba, mimo zmęczenia, wolałby przeżywać więcej takich fajnych przygód niż siedzieć w boksie…